Talent pisarski i obserwacyjny Marii Kuncewiczowej można ocenić czytając choćby ten króciutki fragment Fantomów.
„Pomnik Andersena [w nowojorskim Central Parku] jest z brązu i długi nos bajkopisarza wyświecony od poklepywania małych rąk, błyszczy w słońcu. Olbrzym siedzi, trzymając księgę na szeroko rozstawionych kolanach. Jak zwykle na księdze wyleguje się żywe dziecko, wierzgając nogami w powietrzu. Inne dzieci obsiadły kolana, jedno jedzie konno na ramieniu, drugie skacze po głowie Andersena. Wszystkie klepią go, wypluwając ziarnka dyni na kolosalne buciory. Wszystkie chcą się upewnić, że olbrzym nie jest szkodliwy. Twarz wielkoluda wyraża nieskończoną cierpliwość – jest bezsilny. Agnethe Sak, jego tłumaczka na niemiecki, oczytana we wszystkich detalach jego życia, opowiadała mi, jak był szalenie próżny, modny, histerycznie egocentryczny. Na pewno te swoje bajki pisał nie dla dzieci. Pisał je dla siebie, mszcząc się po dziecinnemu na dorosłych, którzy nie chcieli uznać go za giganta między krasnoludkami.”
[Autorem pomnika, wzniesionego duńskiemu pisarzowi w r. 1956, jest G. J. Lober.]
Na Andersena patrzy, oczywiście, brzydkie kaczątko.
Bardzo plastyczny opis dziecięcego zamieszkiwania pomnika.
Takie nietypowe pomniki – pisarzy z postaciami przez nich wymyślonymi – są wzruszające.
To mi przypomina, że ciągle mam nie napisany tekst do zdjęć pomnika książki w Lesku.
Poczekam na ten tekst!