Category Archives: Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz’s Great and Little Masterpieces

Fantasia alla polacca

Fantasia alla polacca to nakreślony przez Marię Kuncewiczową portret psychologiczny „dekadenta i bluźniercy” Stanisława Przybyszewskiego. Tytuł nawiązuje do Fantazji polskiej (Fantaisie polonaise sur des thèmes originaux) Ignacego Paderewskiego. Dzieło to, które słynny muzyk skomponował w roku 1893, było wielokrotnie przez niego odtwarzane w różnych częściach świata. Zdaniem słuchaczy i recenzentów, właściwie odczytujących zamysł kompozytora, utwór oddawał ducha narodu polskiego – jego godność, smutek, przełamywany pogodą ducha, a także nadzieję. Ciekawe, że tytuł niosący tego rodzaju treści wykorzystała pisarka do dzieła autora Totenmesse. Czym się kierowała analizując życie „polskiego satanisty” pod takim a nie innym hasłem?

Kuncewiczowa napisała dzieło o Przybyszewskim korzystając ze stypendium The American Council of Learned Society z r. 1964. Praca w wydaniu książkowym ukazała się dopiero w r. 1979, kiedy autorka miała 84 lata [Proszę zwrócić uwagę na załączone zdjęcie przedstawiające solenizantkę]. Recenzenci, niezależnie od pochlebnych czy krytycznych opinii, podkreślali sprawność umysłową autorki dzieła, dogłębną znajomość utworów Przybyszewskiego, także tych napisanych po niemiecku. Docenili również analizę kontekstu kulturowego, w którym poruszał się „nihilista” Przybyszewski. Krytykowana co prawda przez recenzentów próba dotarcia, poprzez casus Przybyszewskiego, do źródeł schyłkowych tendencji w kulturze uniwersalnej II połowy XX wieku, wydaje się bardziej interesująca niż indywidualny los Stanisława Przybyszewskiego.
A oto ze strony http://www.culture.pl

Ignacy Paderewski : Fantaisie polonaise sur des thèmes originaux


2 Komentarze

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Polecamy! / Recommended by us!, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets, Zrozumieć Kuncewiczową / To understand Maria Kuncewicz

Pozwólcie uchodźcom zabierać głos ….

 

Maria Kuncewiczowa upomniała się o los pisarzy-uchodźców nie tylko poprzez PEN Club. Prosiła też  wybitnych przedstawicieli kultury i polityki na świecie o pomoc w wypracowaniu nowej formy dla statusu wygnańca. Zabiegała o przyznanie światowego obywatelstwa tym emigrantom,  których wojny zmuszają do opuszczenia własnego państwa i skazują na trudny los na obczyźnie. Dla idei, mającej korzenie w starożytności, a która w latach 40. XX wieku znalazła wyraz w liście do sekretarza generalnego ONZ, Trygve Lie, znalazła poparcie 25 znanych osób. Niestety, zarówno Tomasz Mann, jak i Eleonora Roosvelt (ówczesna przewodnicząca Komisji Praw Człowieka przy ONZ) odmówili podpisu, natomiast sekretarz generalny nie odpowiedział na list osobiście. Ostatecznie sprawa została zapomniana.

 Oto apel napisany z inicjatywy Kuncewiczowej wraz z listem przewodnim.

Maria Kuncewiczowa

25 lutego 1949

12 Maydow Road London S. E. 23

 Mam zaszczyt przesłać Panu apel do ONZ, sformułowany wczesną jesienią 1948 roku. Jako uchodźczyni, pisarka polska mieszkająca obecnie w Anglii, zwróciłam się w pierwszym rzędzie do pisarzy angielskich o poparcie sprawy współczesnych emigrantów. Margaret Storm Jamseson, pisarka angielska, wykładająca obecnie w Pittsburgh University, podjęła się zabiegów w tej sprawie w Stanach Zjednoczonych.

Podpisy francuskie zostały mi udzielone dzięki wspaniałomyślnemu wsparciu Henriego Membre, honorowego sekretarza generalnego „Maison Internationale des Pen Club” podczas mego niedawnego pobytu w Paryżu.

Moje środki techniczne są ograniczone. Dlatego, mimo że wiele osób w różnych krajach dodałoby w pewnością swoje nazwiska do tych, które figurują pod tekstem, uznałam za wskazane przesłanie apelu na ręce Pana bez dalszej zwłoki.

Złożone u mnie podpisy oryginalne mogą być w każdej chwili okazane.

Maria Kuncewiczowa

Wiceprezes Pen-Clubu warszawskiego w roku 1939

Przewodnicząca polskiego Pen-Clubu

na emigracji w latach 1940-45

członek PEN londyńskiego od roku 1945

 

Do pana Trygve Lie Sekretarza Generalnego ONZ LakeSuccess, N. Y. US

 Apel do Organizacji Narodów Zjednoczonych

 Niżej podpisani apelują do Organizacji Narodów Zjednoczonych o zrewidowanie jej stosunku do uchodźców.

Pozwólcie uchodźcom zabierać głos w kulturalnej przebudowie świata. Pozwólcie im brać udział w pracach instytucji tworzonych przez Narody Zjednoczone dla polepszenia bytu Człowieka.

Przez ograniczenie wolności podróży, wykształcenia i zatrudnienia nie zmuszajcie bezpaństwowców o starań o nową narodowość. Siła zdarzeń narzuciła im poczucie przynależności do zespołu większego niż naród. Zaiste historia uczyniła ich obywatelami świata i za takich powinni być uznawani.

Niechże ideał obywatelstwa światowego istnieje nie wyłącznie w teoriach i programach, ale także i nade wszystko w odważnych próbach i rzetelnym szacunku dla osoby ludzkiej.

Lato 1948

Louis Bromfield

Pearl S. Buck

John Dos Passos

Georges Duhamel

Albert Einstein

Edward Morgan Forster                      

Eileen  Herlie

Aldous Huxley

Margaret Storm Jameson

Maria Kuncewiczowa

Desmond MacCarthy

Roger Martin du Gard

François Mauriac

 Walter de la Mare

 Hermon Ould

Laurence Olivier

John Boyntom Priestley

Jules Romains

Bertrand Russell

George Bernard Shaw

Jean Schlumberger

Robert F. Sherwood

André Siegfried

Rebecca West

Thornton Wilder

Charles Vildrac

 

 

2 Komentarze

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Kuncewiczowa prezydentem

Zegar odmierzający czas emigracji: dar od pisarzy-wygnańców

Część II postu pt. Maria Kuncewiczowa i PEN opublikowanego 7 września 2012 r.

[PEN: po angielsku „pióro”, a także skrót słów „Poets, Essayists, Novelists”]

Z inicjatywy Marii Kuncewiczowej powstał w r. 1950 w Londynie The International P.E.N. Club Centre for Writers in Exile (PEN Klub dla Pisarzy-Wygnańców). Pisarka została jego prezydentem. W czasie powstawania PEN in Exile wspomagali Kuncewiczową twórcy z Europy Środkowo-Wschodniej, a także literaci z Półwyspu Iberyjskiego, jak również z Chile, Chin, Wietnamu i Grecji oraz innych państw o ograniczonych prawach obywatelskich. Podobne stowarzyszenia istniały w l. 30. XX wieku w Niemczech i w Austrii, organizowano też PEN Cluby narodowe w czasie II wojny światowej. Bezpośrednim powodem powołania PEN in Exile była właśnie decyzja likwidacji tychże narodowych klubów, podjęta uchwałą przez kongres The International P.E.N. Club latem 1946 r.

Stowarzyszenie PEN In Exile miało swoje oddziały we Francji, Wielkiej Brytanii i USA, a także w Austrii, Niemczech, Szwajcarii i Szwecji. Należeli do nich pisarze różnych narodowości. Kuncewiczowa sprawowała godność prezydenta PEN in Exile aż do wyjazdu do Polski w r. 1962.

Stowarzyszenie istnieje do tej pory pod inną nazwą: The Writers in Exile Network. Zmieniły się bowiem jego zadania i obszar zainteresowań w związku z uzyskaniem niezależności przez większość państw Europy Środkowo-Wschodniej.

Najcenniejszymi inicjatywami PEN in Exile były międzynarodowe wydawnictwa zwarte i ciągłe, konferencje, spotkania autorskie i festiwale oraz działalność translatorska. Występowano z apelami w obronie uciskanych narodów i jednostek.

W domu Kuncewiczów znajduje się zegar ofiarowany Kuncewiczowej przez pisarzy-wygnańców, kiedy pisarka opuszczała Wielką Brytanię. Zawiera taką inskrypcję:

TO OUR ESTEEMED FOUNDER

AND FIRST PRESIDENT MARIA KUNCEWICZ

WITH MUCH LOVE

P.E.N. CENTRE FOR WRITERS IN EXILE

LONDON, MARCH 1955

Dodaj komentarz

Filed under Dzieje inteligencji polskiej XIX i XX wieku / The Polish Intelligentsia and its History (XIX-XX century), Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Walka muzyki z literaturą

Dzisiaj zamieszczam długi tekst; mam nadzieję, że ciekawy.

Maria Kuncewiczowa uczyła się śpiewu, koncertowała w Polsce i za granicą. (Pisałam o tym w poście pt. Muzyczny kod Kuncewiczowej, czyli kobieta zapisana w nutach y 21 lipca 2012). Wybrała jednak literaturę. Dlaczego? Na pytanie odpowiadam fragmentem tekstu dr Alicji Szałagan (IBL PAN), wygłoszonym w czasie „Święta Marii Kuncewiczowej 2010”, publikowanym w kwartalniku literackim „Klematis” Nr 2 (6) 2010.

[…] Dopiero po zakończeniu wojny, już w Warszawie, Kuncewiczowa zaczęła pobierać lekcje u śpiewaków operowych, Lucyny Brusendorfowej i Marcelego Sowilskiego, a w 1925 r. jako mężatka i matka trzyletniego Witolda, zapisała się do Konserwatorium Muzycznego. Studiowała tam chyba tylko rok, jako eksternistka w klasie operowej tegoż profesora Sowilskiego. Otrzymała od niego roczną ocenę bardzo dobrą z uwagą: „scenicznie utalentowana, postawa dobra”. Surowiej ocenił jej postępy w solfeżu Stanisław Kazuro, który był fanatykiem swojego przedmiotu[1]. Wśród nauczycieli Kuncewiczowej była także Stanisława Szymanowska, siostra Karola, i Helena Casella, jego przyjaciółka. Ta ostatnia przygotowała ją do recitalu pieśni impresjonistów francuskich, m.in. Claude’a Debussy’ego i Maurice’a Ravela, który odbył się około 1928 r. w Sali Konserwatorium.

Młoda adeptka śpiewu jeździła do Paryża, gdzie nauczyła się od Caselli „odróżniać Roussela od Ravela i Duparca od Debusy’ego”. W swoim repertuarze obok pieśni Kuncewiczowa miała także arie operowe, m.in. z Madame Butterfly i Cyganerii Giacomo Pucciniego, z Tristana i Izoldy oraz z Lohengrina RichardaWagnera. Wspominała też swój występ na koncercie charytatywnym w Sali Pompejańskiej Hotelu Europejskiego, na którym śpiewała berżeretki (osiemnastowieczne piosenki francuskie o lżejszym charakterze), ubrana w wypożyczony z teatru kostium markizy. Podobno kompozytor, Piotr Perkowski, którego poznała w Paryżu, uważał, że od figlarnej Nicolette à la věpre s’allait au pré lepiej udaje jej się np. pieśń Duparca do wiersza Charlesa Baudelaire’a  z cyklu Les fleurs du mal (Kwiaty zła) – L’invitation au voyage (Zaproszenie do podróży). A i sama pisarka przyznawała, iż „Nicolette nieco przyciężko pląsała po błoniu”[2]. Kuncewiczowa występowała też na prowincji, m.in. w Bytomiu[3], gdzie prawdopodobnie wspierała działalność kulturalną brata, Aleksandra Szczepańskiego, pełniącego w latach 1922-1929 funkcję konsula generalnego i przedstawiciela Polski w Górnośląskiej Komisji Mieszanej i Trybunale Rozjemczym. Śpiewała także w Polskim Radiu, dla którego m.in. przygotowała w 1930 r. felietony literacko-muzyczne, prezentując się w obydwu swoich ówczesnych rolach – śpiewaczki i pisarki. Wśród jej nauczycieli był także Hans Effenberg-Śliwiński, a i matka do swej śmierci niezmiennie czuwała nad głosem córki. W Fantomach[4] Kuncewiczowa wspominała, iż Effenberg-Śliwiński śpiewał na mszy żałobnej w grudniu 1930 r., jako jedyny ze znajomych, który Adelinę Szczepańską znał „i do niedawna słuchał jej uwag podczas korepetycji, jakich [Marii] udzielał.” Z czasem jednak zwyciężyła w Kuncewiczowej pisarka, gdyż działalność na polu muzyki nie spotkała się z jednoznacznymi ocenami, a była źródłem wielu stresów. Po latach tłumaczyła w wywiadzie:

Czułam się jednak zanadto uzależniona od innych ludzi – od profesorów, krytyków, od gustów publiczności, od akustyki. Nie mogłam sprostać wymaganiom matki, utalentowanej skrzypaczki, obdarzonej absolutnym słuchem. […] Nieustanny krytycyzm onieśmielał mnie i zniechęcał.[5]

W Fantomach dodała jeszcze, nawiązując do teorii Gombrowicza, iż […] „na estradzie kompozytorzy, profesorowie śpiewu i publiczność «robili mi gębę», a w moim własnym pokoju, pisząc, robiłam ją sobie sama.[6] Dlatego nie przyjęła roli ptaszka w operze Wagnera Siegfried, gdyż „już wtenczas wiedziała, że jej tworzywem musi być słowo ciche i powolne, słowo pisane”[7], jednakże, wyjaśniała dalej w Fantomach,

[… ] rozwód ze śpiewem nie dokonał się tak od razu: przez okno kazimierskiej chatki jeszcze długo spływały w ogród, a z warszawskiego balkonu w ulice Schuberty, Griegi i Schumany, Czajkowskie żale i Szymanowskie wytworności.[8]

Kuncewiczowa nie rozstała się ze śpiewaniem także w czasie II wojny światowej spędzonej na uchodźstwie najpierw we Francji, a potem w Wielkiej Brytanii. Jak można sądzić ze wspomnień pisarki, muzyka spełniała wówczas szczególną rolę w jej życiu:

Za granicą śpiew oderwał się od rutyny, stał się potrzebą fizjologiczną. Gdyby okoliczności były po temu, pewnie akurat wtedy stałabym się dobrą śpiewaczką. Okoliczności po temu nie były. Seanse przy okazyjnych pianinach przypominały schadzki z nerwowym i niewiernym kochankiem. Utkwiła mi w pamięci jedna wilia u Witków[9] na Queen’s Gate. Przy fachowym akompaniamencie śpiewałam kolędy bardzo prawidłowo, póki się nie rozpłakałam. „Ta pani za dużo wypiła” – czytało się na twarzach Anglików.[10]

Nie dysponujemy informacjami pozwalającymi stwierdzić, czy Kuncewiczowa występowała tylko prywatnie, czy też dawała jakieś kameralne recitale. Ówczesna prasa polska, wychodząca w Anglii, nie odnotowała tego, choć sporo jest w niej wzmianek o aktywności pisarki na polu PEN-Clubu i o jej działalności kulturalno-oświatowej dla różnych gremiów. Trudno dociec ile własnych doświadczeń wpisała Kuncewiczowa w losy śpiewaczki, Zofii, bohaterki Zmowy nieobecnych. Jak wiadomo, życie koncertowe trwało nawet w czasie bitwy o Anglię. W Zmowie nieobecnych Kuncewiczowa tak charakteryzowała upodobania muzyczne tamtejszej publiczności: „opór przeciwko głębiom Beethovena, predylekcja do Schuberta, podziw dla Wagnera, słabość do Smetany”[11]. Bohaterka powieści „muzyki musiała uczyć się na nowo, jak gdyby Mozart i Puccini rodzili się teraz po raz drugi w tej nieznanej Europie, dziurawej od bomb […]” [12]. Miała też okresowo kłopoty z głosem:

przewlekłe chrypki, głos zmatowiał, nie pomagały lekarskie zabiegi. Zofia ze strachem podchodziła do fortepianu:  jej sopran liryczny raz okazywał się mezzosopranem, raz sopranem dramatycznym – cała miękkość średnicowej skali zanikła. Zaczęła zmienić repertuar. Ale nowa barwa głosu nie wyrażała uczuć zawartych w nowych rolach i pieśniach – była czymś przypadkowym, a także niestałym.[13]

Przezwyciężywszy to załamanie formy wokalnej, „Zofia odniosła kilka sukcesów śpiewając w małych salach Londynu Poulenca, Ravela, Honeggera czy też wyłącznie Wolffa”[14]. Miała także w repertuarze pieśni Chopina, które wywarły w czasie koncertu przerwanego bombardowaniem wielkie wrażenie na publiczności:

I fortepian i sopran w pustawej hali brzmiały zwiewnie, choć dźwięcznie. Polskie słowa iskrzyły się i gasły pod mroczną kopułą. Na tle niemej orkiestry ta pieśń dalekiego kraju zabłąkana między świeże ruiny, niezrozumiała, a tak bardzo poufna, przemawiała do zmysłów językiem irracjonalnym, jak zapach. Jak się to działo, że milczano nabożnie, że uszy ogłuszone bombami chciwie chłonęły melodię nikłą, archaiczną jak arkadyjski flet? […] Oklaski, które wybuchły, nie były zwyczajne: szybkie, zdyszane, zaciekłe, tak uparte, jak gdyby chodziło o przetrzymanie burzy wewnętrznej, która powstała z zamierzchłych wspomnień i z przeczuć, grożąc spokojowi bardziej od nieprzyjacielskich lotników.[15]

Także i po wojnie Kuncewiczowa nie rozstawała się z muzyką, choć oczywiście, nadal jej pierwszym zajęciem było pisarstwo. W czasie swoich dość częstych na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych pobytów w Paryżu nagrała kilkakrotnie płyty dla radia francuskiego. Były to m.in. pieśni Chopina (1948) i ludowe pieśni z repertuaru zespołu Mazowsze (1954)[16]. Lubiła też po prostu muzykować dla własnej przyjemności. Była szczęśliwa, kiedy udało jej się kupić do londyńskiego domu pianino (przed wojną miała instrument tak w warszawskim mieszkaniu, jak i w kazimierskiej siedzibie). Pisała podekscytowana do syna 3 maja 1953 r.:

Mam okazję kupić idealne pianino, piękne i w znakomitym stanie, małe, poręczne, z pięknym tonem za … 15 £. Zwariowałam, i chcę kupić. Może się uda.

Udało się i kilka miesięcy później (26 X 1953) donosiła Witoldowi: „czasami sobie śpiewam; głos jest, tylko zardzewiał”, a w kolejnym liście (15 XI 1953) relacjonowała mu:

[…] pośpiewałam pieśni Karłowicza, tak pachnące moim własnym dzieciństwem jak bluzka czarna, jedwabna mojej matki zroszona łzami, kiedy mi akompaniowała „Pamiętam ciche, jasne złote dnie… [17]

Często śpiewała i grała, jak informowała syna w kilku listach, podczas paromiesięcznego pobytu w 1954 r. na południu Francji w pobliżu Nicei. Mieszkała wówczas w domu malarza, Stanisława Appenzellera, z którym zaprzyjaźniła się jeszcze przed wojną w Kazimierzu. Był to niesłychanie szczęśliwy okres w życiu Kuncewiczowej – czuła się świetnie fizycznie i psychicznie, dobrze szła jej praca nad powieścią Gaj oliwny, którą pisała w pierwszym wariancie po angielsku. W domu Appenzellerów znajdował się fortepian, na którym podobno grywał Ignacy Paderewski, a teraz pisarka używała go dla własnej i gości swoich gospodarzy przyjemności. Po frustrujących pierwszych latach na emigracji w Anglii z optymizmem pisała w liście do syna:

Wyglądam co najmniej 10 lat młodziej, niż pół roku temu, a w tak dobrym humorze nie wiem, czy mnie kiedykolwiek od czasu Kazimierza widywałeś. Śpiewam dużo i dobrze, nawet … gram sporo na fortepianie. Różne rzeczy wróciły, które uważałam za niepowrotnie minione.

Przyjazd do Londynu, przed którym długo się broniła, natychmiast zmienił jej nastrój. Praca nad powieścią nie szła już tak dobrze, a pojawiły się stare kłopoty domowe i nowe – zdrowotne. Ale i w tej sytuacji pierwszym symptomem zdrowienia była prośba (15 X 1954) z sanatorium w Brighton & Hove do męża o przysłanie nut „ludowych, Chopina, Czajkowskiego”. Trzy dni później referowała Jerzemu Kuncewiczowi:

Wczoraj wieczór i dziś przed chwilą śpiewałam i wprawdzie kiepskawo i oddechu brakuje, [ale] publika była zachwycona. W każdym razie zaczynam udawać siebie samą i […] jakoś fantazja zaczyna powracać.

Nie wiadomo, czy w późniejszych latach Kuncewiczowa jeszcze publicznie występowała, ale muzyka pozostała istotną częścią jej życia. […]

[1] T. Zalewski, Pół wieku wśród muzyków. Warszawa 1977, s. 37.

[2] M. Kuncewiczowa, Fantomy,  s. 161.

[3] Według informacji J. Skarbowskiego (Klęska muzyki – triumf pisarki. „Literatura” 1985 nr 3) Kuncewiczowa wystąpiła tam z recitalem pieśni F. Schuberta z cyklu Piękna młynarka.

[4] M. Kuncewiczowa, Fantomy, s. 136.

[5] Dostęp do innych światów. Rozm. M. Szwajkowska. „Tygodnik Kulturalny” 1969 nr 41.

[6] M. Kuncewiczowa, Fantomy, s. 81. W nieco zbliżony sposób tłumaczył odejście od muzyki Jarosław Iwaszkiewicz, pisał: „Nie żałuję, że nie zostałem muzykiem. Nie czułbym się godnym być kompozytorem, być dyrygentem, być interpretatorem wielkiej sztuki. Jako pisarz interpretuję tylko siebie.” (Podróże do Włoch. Warszawa 1977, s. 119)

[7] M. Kuncewiczowa, Fantomy, s. 161.

[8] Tamże.

[9] Tzn. u syna Witolda, i jego żony, Eileen Herlie, brytyjskiej aktorki.

[10] Tamże.

[11] Zmowa nieobecnych. Wyd. 3. (Dzieła). Warszawa 1978 s. 77.

[12] Tamże, s. 164.

[13] Tamże, s. 76.

[14] Tamże, s. 77.

[15] Tamże, s. 80/81.

[16] Informacje z listu do męża, Jerzego Kuncewicza, z lutego 1948 (zachowany w Bibliotece Ossolineum we Wrocławiu) i z listu do syna, Witolda, z 9 V 1954 (zbiór przechowywany w jego domu w Stanach Zjednoczonych). Nagrań tych nie udało się odnaleźć.

[17]  Do słów K. Przerwy-Tetmajera

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Gombrowicz i Miłosz chwalili Kuncewiczową

Zaskakujące wiadomości dotyczące pozytywnego stosunku dwóch wybitnych pisarzy polskich, Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza,  do Marii Kuncewiczowej przynosi, między innymi, jeden z tekstów dr Alicji Szałagan pt. Maria Kuncewiczowa i ‘Leśnik’ w kręgu paryskiejKultury”.

„[…] Nadeszły też listy od pisarzy z bezpośredniego kręgu „Kultury”. Najobszerniejsza i najbardziej interesująca była wypowiedź Gombrowicza, który odwdzięczył się za pochwalną opinię Kuncewiczowej o Ślubie, bardzo przez niego cenioną i cytowaną przy zabiegach wydanie swoich utworów. W sprawie Leśnika napisał do autorki 19 VIII 1952: […] nie wiem, czy ja mogę być sędzią lub znawcą czegokolwiek – dawniej miałem siebie za niezłego krytyka, ale dziś zanadto pochłania mnie własny świat. Niech więc Pani nie szuka w mych słowach obiektywizmu. Uderza mnie, że tyle jest między nami wspólnego, jakby wyobraźnia Pani i moja wybrały się pod rękę na spacer (wyczuwam to w rozmaitych szczegółach, w niuansach), a jednocześnie jest Pani mi obca jak z innej planety. […] Chyba żadnego Polaka nie czytam z takim zdziwieniem, a może i niewielu cudzoziemców. Istnieje tu coś swoistego, coś, co musiało uformować się nie w treści, a w samym sposobie operowania słowami, obrazami etc. Ale tu zarzucam Pani, że Pani nie dość jest genialna, to jest nie ma w Pani woli genialności. […] Wyraźnie jednak widać, jak ten demoniczny i pierwotny w Pani element spętany jest jakimś skrupułem moralnym i jakimś sentymentem, jak „dobroć” i „litość”, i „obywatelstwo”, i to wszystko, co w Pani jest poczuciem odpowiedzialności, stają na przeszkodzie temu wyładowaniu. […] Proszę zauważyć, że nie krytykuję bynajmniej powieści, która jest wysokiej klasy i naładowana wieloma inspiracjami […]. Ale wyczuwam ten kształt, który w niej drzemie jako możliwość. […] myślę, że literaturze polskiej w ogóle przydałby się okres większej kategoryczności, bezwzględności, bardziej śmiałego wyżycia się w sztuce, gdyż my dotychczas nie „staliśmy się”, nie istniejemy dostatecznie. To można proponować tylko osobom, które skądinąd opanowały już język kultury – można proponować jako przezwyciężenie i superacje. Wszystko to podsuwam Pani przenikliwej inteligencji jako materiał do przemyślenia, o ile, rzecz jasna, już Pani dawno tego nie przemyślała. Na tym kończę i bardzo się cieszę, że powieść wywołała tu doskonałe reakcje w osobach, których zdanie nauczyłem się cenić. Bardzo wątpię, aby ta w gruncie rzeczy bardzo trudna książka została należycie oceniona przez naszych „społeczników” .

Króciutki i raczej chłodny list otrzymała Kuncewiczowa od Czesława Miłosza, który z większym przekonaniem w korespondencji z Giedroyciem kwitował lekturę Leśnika jako doskonale napisaną i bardzo interesującą, choć przystąpił do niej „usposobiony nieufnie”. Wyraził też przy tej okazji podobną do cytowanej już tu opinii Kuncewiczowej refleksję na temat sytuacji pisarza na emigracji: „Napisałem do niej trzy zdania podziękowania, bo sądzę, że autor izolowany i piszący w próżnię tego potrzebuje – dowód, że jest ktoś, komu chce się wziąć do ręki pióro, żeby podziękować za trud. Z jej odpowiedzi wnioskuję, że zrobiłem jej przyjemność.”

O pozytywnym stosunku Brunona Schulza do Kuncewiczowej będzie innym razem.

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Maria Kuncewiczowa i PEN (część I)

Kuncewiczowa była 5. w historii prezeską polskiego PEN Clubu. Pełniła tę zaszczytną funkcję (w l. 1939 – 1945)  po takich pisarzach jak: Stefan Żeromski, Jan Lorentowicz, Ferdynand Goetel i Jan Parandowski. Zanim przedstawię działalność pisarki na rzecz międzynarodowej społeczności pisarskiej, proszę o zapoznanie się z poniższym dokumentem.

Część II tekstu – wkrótce.

MIĘDZYNARODOWA KARTA PEN

Literatura, aczkolwiek w swojej genezie narodowa, nie zna granic i winna pozostać wspólną własnością narodów, bez względu na polityczne czy narodowościowe wstrząsy.

W żadnych okolicznościach, a zwłaszcza podczas wojny, dziełom sztuki i bibliotekom — spuściźnie całej ludzkości — nie powinna zagrażać zaciekłość narodowa czy polityczna.

Członkowie PEN Clubu winni zawsze wszelkim dostępnym im wpływem przyczyniać się do porozumienia i wzajemnego szacunku między narodami. Zobowiązują się czynić wszystko, co w ich mocy, by przeciwdziałać nienawiści rasowej, klasowej i narodowej, i bronić ideału jednej ludzkości żyjącej w pokoju na świecie.

PEN Club opowiada się za zasadą nieskrępowanego przekazu myśli wewnątrz każdego narodu i między wszystkimi narodami, a jego członkowie zobowiązują się w swoim kraju lub w społeczności, do której należą, występować przeciwko wszelkim fenomenom tłumienia wolności słowa.

PEN Club opowiada się za wolnością prasy i przeciwstawia się arbitralnej cenzurze w czasach pokoju — w przeświadczeniu, że nieuchronne dążenie świata ku wyższym formom organizacji politycznej i gospodarczej wymaga swobody krytyki władz, urzędów i instytucji.

Ponieważ zaś wolność zakłada dobrowolne ograniczenie,  członkowie zobowiązują się występować przeciwko takim nadużyciom wolności prasy, jak kłamliwe publikacje, rozmyślne fałsze lub wypaczenie faktów dla celów politycznych i osobistych.

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Dwa wrześnie

Maria Kuncewiczowa i Zofia Kossak w szczególny sposób utrwaliły piękno i grozę pierwszych dni września 1939 roku w Polsce. Posłużyły się poetyką kontrastu: początek II wojny światowej osadziły w sielankowych realiach polskiej natury. Kuncewiczowa zapisała  swoją relację w Kluczach, Kossak — w Roku polskim. Na str. 121 i 128–9 książki Zofii Kossak czytamy:

„[…] Do niedawna słowo «wrzesień» budziło w umyśle każdego Polaka skojarzenia pełne słodyczy i barwy. Zieleń ustępująca miejsca purpurze i złotu, perlista biel obfitych ros rannych, niezmącenie modre niebo, fiolet śliw, granat jeżyn, rumieńce jabłek, czerwień pomidorów, kaliny, jarzębiny, sady pełne zapachu owoców, brzęk os nad gruszkami, woń pietruszki i selerów niosąca się z warzywników – to wrzesień. Lasy zakwitające płomieniem albo koralem, błękitne dymy ognisk pastuszych snujące się ponad sczerniałe łęciny ziemniaczane; w młodych dębinach, zagajach świerkowych urodzaj rydzów dorzucających swą jaskrawość do ogólnej złocistości, pod strzechami chat nad przyzbą pęki liści tytoniowych, makówek i żółte kolby kukurydzy – to wrzesień. Na ścierniach sterty, w jednych stronach Polski okrągłe jak baszty, w innych podobne stodołom. Nad polami błogosławieństwo dosytu, pogoda i cisza dokonanych zbiorów.”

„[…] przez wyzłocony słońcem krajobraz tysiące zbiegów wędruje na wschód dziwacznymi taborami, gdzie chłopskie konie ciągną auta bez paliwa, wozy zaprzężone w krowy pośród morza pieszych. Wędrują, mijając po drodze żałosne szczątki zdruzgotanej państwowości polskiej w postaci uciekającej policji lub straży ogniowych. Wędrują ludzie obłąkani z rozpaczy, ludzie skowyczący z bólu jak zwierzęta, ludzie padający na szosie zamienionej w krwawe pobojowisko przez nurkujące nisko samoloty nieprzyjaciela. Wędrują dzieci płaczące, gdyż zgubiły w zamieszaniu rodziców, rodzice odchodzący od zmysłów, gdyż zgubili dzieci, żołnierze bez broni, bez oddziałów. Pożary na prawo, pożary na lewo, łuny na wprost, zatarasowane drogi, a ponad wszystko, silniejsze niż ból i trwoga, poczucie, że Polska zginęła…

… Wrześniu, kto ciebie widział w owym kraju…

Tysiące oszalałych ludzi wędruje na wschód, tysiące wraca na zachód. Świat się kończy, zapada, gdy cofają się nazad w ręce tego samego nieprzyjaciela, przed którym pierzchli. Zdarzało się, że w tej ucieczce od ucieczki docierali do brzegu rzeki, pięknej polskiej rzeki Wieprz. […] Stanęli nad brzegiem w miejscu, gdzie był bród dzięki niskiej wodzie, a na drugim brzegu na drągach rozpięta widniała płachta z olbrzymią czarną swastyką. Zabrakło już ojczyzny pod stopami. Już nie znajdziesz, Polaku, skrawka swojej ziemi, na której czułbyś się wolny. […] Tylko modrzyło się pogodne niebo, błękitniała rzeka, bielił się piasek nadbrzeżny, a zarośla płonęły czerwienią i złotem. Przyroda zdawała się nie wiedzieć nic o narodzie, który konał w męce. […]

 Porównanie powyższych tekstów z Kluczami umożliwi egzemplarz tej właśnie książki Kuncewiczowej, którą otrzymają w prezencie goście Domu Kuncewiczów, jeżeli przyjdą do nas 15 września br. (sobota). Szczególnie zapraszamy na godz. 17:00 na spotkanie autorskie Dariusza Bugalskiego, pisarza i dziennikarza radiowej Trójki

Przypominam: do końca września trwa wystawa pt. Ewakuacja. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Domu Kuncewiczów – wrzesień 1939.

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Tu nie brak niczego, czym Polska czaruje…

 Ktokolwiek wątpiłby w talent literacki Marii Kuncewiczowej, niech przeczyta fragment jej artykułu z przedwojennej „Gazety Polskiej”. Nikt nigdy tak pięknie nie napisał o Kazimierzu, nikt nie potrafił tak trafnie opisać jego właściwości naturalnych i miejsca w historii kultury.

[Fotografię Domu Kuncewiczów, widzianą przez rzadki okaz derenia kousa, wykonała Danuta Wierzbicka.]

[…] Człowiek Północy zachwyci się w Polsce bujnością roślin. Klematisy i kapryfolium, hodowane w Danii przez ogrodników, w Kazimierzu oplatają wąwozy, rosną dziko wśród rui.

Polska mało jest znana w świecie. To wielki atut do wygrania. Bo im większe udoskonalenia komunikacyjne, większy ścisk na drogach, tym większa tęsknota nurtuje ludzi za dziedzinami nowymi, za świeżym pejzażem, z nigdzie dotąd nie oglądaną rzeczywistością.

I oto stajemy w obliczu najdonioślejszej sprawy lata: jak zagospodarować nasz kraj, aby stał się nie tylko obszarem przeznaczonym przez los na widownię pracy i walki, ale także miłym przytulnym domem dla tubylców i gości.

Spróbujemy roztrząsać tę sprawę na przykładzie Kazimierza nad Wisłą. Miasteczko posiada wszystkie cechy reprezentacyjne polskiego krajobrazu i wszystkie uroki dawności. Sięgając swoją pisaną historią do początków XIV wieku, rozsławione imieniem króla chłopków, który podobno kazał wymurować tą prześliczną Farę, prototyp lubelskich kościołów – Kazimierz prezentuje swoje renesansowe kamieniczki w kotlinie nadwiślańskiej na tle wzgórz, pośród dekoracji będących samą najistotniejszą treścią polskości. Polska to kraj polny, zbożowy, szumiący niskim wiatrem od rzeki, kraj lasów mieszanych, siedlisko kukułek i słowików, kraj śliw i przysadzistych jabłoni, jarów pełnych żarnowca, rozmytych przez nie wiadomo skąd zjawione, nie wiadomo gdzie przepadłe strumienie, kraj ślimaków i paproci, krótkiej gwałtownej wiosny i stukolorowej jesieni. […]

Bo tu nie brak niczego, czym Polska czaruje. Wisła od źródeł aż po ujście nigdzie nie wykazuje takiego bogactwa perspektyw, skrętów, rozchyleń wśród brzegów równie malowniczych, jak tutaj. Nie od dziś widać spostrzeżono ten fakt, skoro wzgórza okoliczne usiane są ruinami pańskich rezydencji, które do piękna przyrody dodają piękno ludzkich dzieł i wspomnienia. Wisła, widziana z lesistych brzegów naprzeciw zamku Janowieckiego, przypomina najpiękniejsze miejsca Loary, widziana zaś od strony  Bochotnicy, wydaje się szeregiem jezior, poprzerastanych zielenią, błyszczących żaglami i skrzydłami rybitw. Przypomina Loarę i Ren, przypomina jeziora, a jednak nie przestaje być Wisłą, rzeką jedyną na świecie, pełną niespodzianek, zgrozy i słodyczy; rzeką, która na pewno nie znudzi cudzoziemca, a Polaka raduje serdeczną wymową.

Lasy kazimierskie… Nie ma takiego drzewa w Polsce i takiego najdrobniejszego ziółka, którego by tu na żyznym lessie nie zasiały przychylne, nadwiślańskie wiatry. Na Albrechtówce szumią stare sosny podszyte jałowcem, za Cholewianką dąbrowa daje złoty, ruchliwy cień grzybom prawdziwkom i jeżynom, wąwóz Opolski obrasta gęsto buczyna, między Czerniawami a Trojanowszczyzną bielą się gaje brzozowe. Każde pole, każdy sad przetkany jest lipami, dębami, białodrzewiem, w rosochatych sokorach o zmierzchu hukają sowy, a po każdym zboczu wiosną, żal chodzić – taka bezkarność i zgiełk zawilców, przylaszczek, konwalii.

Falistość gruntu sprawia., że te wszystkie przepychy i zalotności, mieniąc się w świetle, same jak gdyby podpływają przed oczy; wystarczy stanąć na byle jakim  wzgórzu i od razu obejmuje się kraju wiele, bardzo wiele… […] te jary lecące ku Wiśle, te trzciny, dąbrowy po skrajach sadów, te wielkie misy glinkowe pomiędzy wzgórzami, wysłane szumiącym zborem – a gdzieś w środku, w samym najcieplejszym, najzieleńszym zaułku, na błoniu nadrzecznym, z trzech stron osłonięte, jedną stroną nachylone ku Wiśle – miasteczko… To Kazimierz. To zabawny, maleńki, wzruszający Kazimierz, gród króla i tragarzy, znakomitych mieszczan renesansowych i ubogich Żydów, osada rybacka, dawna metropolia handlu zbożowego, rendez-vous najświetniejszych spichrzów, teraz zbiegowisko malarzy,  stolica plein-airu, polskie Barbizon, ryneczek kwadratowy, obdziergany z jednej strony kamiennymi attykami patrycjuszy, strzeżony z wysoka przez Farę i klasztor Reformatów, oparty o werandę restauracyjną Berensa.

Bardzo tu świetliście, zielono i przestronnie – bardzo tu jest polsko. […]

Najdonioślejsza  sprawa  lata [w:] „Gazeta Polska” 1938

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Cierpienie Andersena

Talent pisarski i obserwacyjny Marii Kuncewiczowej można ocenić czytając choćby ten króciutki fragment Fantomów.

„Pomnik Andersena [w nowojorskim Central Parku] jest z brązu i długi nos bajkopisarza wyświecony od poklepywania małych rąk, błyszczy w słońcu. Olbrzym siedzi, trzymając księgę na szeroko rozstawionych kolanach. Jak zwykle na księdze wyleguje się żywe dziecko, wierzgając nogami w powietrzu. Inne dzieci obsiadły kolana, jedno jedzie konno na ramieniu, drugie skacze po głowie Andersena. Wszystkie klepią go, wypluwając ziarnka dyni na kolosalne buciory. Wszystkie chcą się upewnić, że olbrzym nie jest szkodliwy. Twarz wielkoluda wyraża nieskończoną cierpliwość – jest bezsilny. Agnethe Sak, jego tłumaczka na niemiecki, oczytana we wszystkich detalach jego życia, opowiadała mi, jak był szalenie próżny, modny, histerycznie egocentryczny. Na pewno te swoje bajki pisał nie dla dzieci. Pisał je dla siebie, mszcząc się po dziecinnemu na dorosłych, którzy nie chcieli uznać go za giganta między krasnoludkami.”

[Autorem pomnika, wzniesionego duńskiemu pisarzowi w r. 1956, jest G. J. Lober.]

3 Komentarze

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces

Radio i Maria Kuncewiczowa

Napisałam o „Zielonym oczku” nie wspominając o tym, że Kuncewiczowa była wybitnym człowiekiem radia. To ona stworzyła pierwszą mówioną powieść, radiowy serial pt. Dni powszechnie państwa Kowalskich. Było to dzieło pionierskie w skali światowej.

Do pisania namówił ją Jan Parandowski, pisarz i pracownik radia. Zarówno on, jaki i Witold Hulewicz, kierownik Wydziału Literackiego PR, starali się pozyskać dla rozgłośni wybitnych ludzi pióra. Literaci nie tylko pisali teksty, lecz osobiście je czytali. Współpracę z radiem zaczęła Kuncewiczowa już w r. 1928: pisała i czytała swoje felietony, prezentowała osobiście fragmenty własnej prozy.

Ostatecznie dzieło o Kowalskich zapoczątkowano pod koniec r. 1936 pod okiem Emilii Grocholskiej, byłej redaktorki „Kobiety Współczesnej”, która prowadziła w radiu Wydział Oświatowy. Dni powszednie miały być bowiem literaturą dydaktyczną: wymagano od Kuncewiczowej nawet treści dotyczących higieny i dekoracji wnętrz. Z czasem jednak odstąpiono od tych oczekiwań. Być może dlatego, że pisarka protestowała przeciwko odzieraniu słuchaczy z tego, co nazwała „romantycznym kultem niezwykłości”.

Świat przedstawiony przez Kuncewiczową odbijał rzeczywistość: zwykłe problemy normalnych ludzi. Słuchacze bardzo powieść polubili, bohaterów powieści traktowali tak jak żyjące osoby, a audycję jako „lekcję życia”. Buntowano się niekiedy przeciwko zbytniej „powszedniości” zdarzeń, żądając dla postaci przygód nadzwyczajnych.

Entuzjazm słuchaczy, prośby o kolejne odcinki powieści zapewne wynagrodziły Kuncewiczowej milczenie większości krytyków literackich. Być może odmawiano audycji rangi artystycznej. Kiedy powieść wydano, odezwały się nawet głosy, że proza Kuncewiczowej – nie wytrzymała druku. Zgnębiona tym pisarka bała się bycia „sługą” Kowalskich.  Pisała więc tę powieść niejako wbrew sobie, pamiętając jednak o tym, że sługą i Kowalskich, i słuchaczy być musi, bo pełni społeczną misję.

Kuncewiczowa pracowała też dla BBC. W r. 1940 kilkakrotnie nadano jej słuchowisko pt. The Defence of Warsaw, które wstrząsnęło słuchaczami.

Natomiast dalszy ciąg powieści o Kowalskich, z nurtem emigracyjnym, powstał w USA w r. 1955. Utwór składał się w dwóch części: Kowalscy w Anglii i Kowalscy w Ameryce. Narracja obficie czerpała z własnych przygód rodziny Kuncewiczów na obczyźnie. Emisja w Radiu Wolna Europa (r. 1956) została gwałtowanie przerwana przez redakcję z powodu nawiązania przez Kuncewiczową współpracy z wydawnictwami w PRL.

W Polsce Kowalskich drukowano w l. 50. XX w najpierw w „Przekroju” (wersję przed– i powojenną), a w r. 1960 w formie książki (LSW). Recenzenci uznali wówczas, że dokumentalny walor Kowalskich — prezentacja obyczajowości dwudziestolecia międzywojennego, jest najbardziej interesujący. W r. 1975 krytyka radiowa przyznała Kuncewiczowej „Złoty Mikrofon”, a w r. 1979 Teatr Polskiego Radia wystawił Dni powszednie państwa Kowalskich.

Powieść o Kowalskich nie była jedynym utworem Kuncewiczowej dla radia. Pisarka stworzyła też Dialogi o zmierzchu (r. 1939). Bohaterem cyklu był sam zmierzch, który zanimizowany przez pisarkę przemawiał ludzkim głosem do kolejnych bohaterów w kolejnych odcinkach.

[Na fotografii: wóz transmisyjny Polskiego Radia sprzed r. 1939]

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces