Zaskakujące wiadomości dotyczące pozytywnego stosunku dwóch wybitnych pisarzy polskich, Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza, do Marii Kuncewiczowej przynosi, między innymi, jeden z tekstów dr Alicji Szałagan pt. Maria Kuncewiczowa i ‘Leśnik’ w kręgu paryskiej „Kultury”.
„[…] Nadeszły też listy od pisarzy z bezpośredniego kręgu „Kultury”. Najobszerniejsza i najbardziej interesująca była wypowiedź Gombrowicza, który odwdzięczył się za pochwalną opinię Kuncewiczowej o Ślubie, bardzo przez niego cenioną i cytowaną przy zabiegach wydanie swoich utworów. W sprawie Leśnika napisał do autorki 19 VIII 1952: […] nie wiem, czy ja mogę być sędzią lub znawcą czegokolwiek – dawniej miałem siebie za niezłego krytyka, ale dziś zanadto pochłania mnie własny świat. Niech więc Pani nie szuka w mych słowach obiektywizmu. Uderza mnie, że tyle jest między nami wspólnego, jakby wyobraźnia Pani i moja wybrały się pod rękę na spacer (wyczuwam to w rozmaitych szczegółach, w niuansach), a jednocześnie jest Pani mi obca jak z innej planety. […] Chyba żadnego Polaka nie czytam z takim zdziwieniem, a może i niewielu cudzoziemców. Istnieje tu coś swoistego, coś, co musiało uformować się nie w treści, a w samym sposobie operowania słowami, obrazami etc. Ale tu zarzucam Pani, że Pani nie dość jest genialna, to jest nie ma w Pani woli genialności. […] Wyraźnie jednak widać, jak ten demoniczny i pierwotny w Pani element spętany jest jakimś skrupułem moralnym i jakimś sentymentem, jak „dobroć” i „litość”, i „obywatelstwo”, i to wszystko, co w Pani jest poczuciem odpowiedzialności, stają na przeszkodzie temu wyładowaniu. […] Proszę zauważyć, że nie krytykuję bynajmniej powieści, która jest wysokiej klasy i naładowana wieloma inspiracjami […]. Ale wyczuwam ten kształt, który w niej drzemie jako możliwość. […] myślę, że literaturze polskiej w ogóle przydałby się okres większej kategoryczności, bezwzględności, bardziej śmiałego wyżycia się w sztuce, gdyż my dotychczas nie „staliśmy się”, nie istniejemy dostatecznie. To można proponować tylko osobom, które skądinąd opanowały już język kultury – można proponować jako przezwyciężenie i superacje. Wszystko to podsuwam Pani przenikliwej inteligencji jako materiał do przemyślenia, o ile, rzecz jasna, już Pani dawno tego nie przemyślała. Na tym kończę i bardzo się cieszę, że powieść wywołała tu doskonałe reakcje w osobach, których zdanie nauczyłem się cenić. Bardzo wątpię, aby ta w gruncie rzeczy bardzo trudna książka została należycie oceniona przez naszych „społeczników” .
Króciutki i raczej chłodny list otrzymała Kuncewiczowa od Czesława Miłosza, który z większym przekonaniem w korespondencji z Giedroyciem kwitował lekturę Leśnika jako doskonale napisaną i bardzo interesującą, choć przystąpił do niej „usposobiony nieufnie”. Wyraził też przy tej okazji podobną do cytowanej już tu opinii Kuncewiczowej refleksję na temat sytuacji pisarza na emigracji: „Napisałem do niej trzy zdania podziękowania, bo sądzę, że autor izolowany i piszący w próżnię tego potrzebuje – dowód, że jest ktoś, komu chce się wziąć do ręki pióro, żeby podziękować za trud. Z jej odpowiedzi wnioskuję, że zrobiłem jej przyjemność.”
O pozytywnym stosunku Brunona Schulza do Kuncewiczowej będzie innym razem.