Maria Kuncewiczowa i Zofia Kossak w szczególny sposób utrwaliły piękno i grozę pierwszych dni września 1939 roku w Polsce. Posłużyły się poetyką kontrastu: początek II wojny światowej osadziły w sielankowych realiach polskiej natury. Kuncewiczowa zapisała swoją relację w Kluczach, Kossak — w Roku polskim. Na str. 121 i 128–9 książki Zofii Kossak czytamy:
„[…] Do niedawna słowo «wrzesień» budziło w umyśle każdego Polaka skojarzenia pełne słodyczy i barwy. Zieleń ustępująca miejsca purpurze i złotu, perlista biel obfitych ros rannych, niezmącenie modre niebo, fiolet śliw, granat jeżyn, rumieńce jabłek, czerwień pomidorów, kaliny, jarzębiny, sady pełne zapachu owoców, brzęk os nad gruszkami, woń pietruszki i selerów niosąca się z warzywników – to wrzesień. Lasy zakwitające płomieniem albo koralem, błękitne dymy ognisk pastuszych snujące się ponad sczerniałe łęciny ziemniaczane; w młodych dębinach, zagajach świerkowych urodzaj rydzów dorzucających swą jaskrawość do ogólnej złocistości, pod strzechami chat nad przyzbą pęki liści tytoniowych, makówek i żółte kolby kukurydzy – to wrzesień. Na ścierniach sterty, w jednych stronach Polski okrągłe jak baszty, w innych podobne stodołom. Nad polami błogosławieństwo dosytu, pogoda i cisza dokonanych zbiorów.”
„[…] przez wyzłocony słońcem krajobraz tysiące zbiegów wędruje na wschód dziwacznymi taborami, gdzie chłopskie konie ciągną auta bez paliwa, wozy zaprzężone w krowy pośród morza pieszych. Wędrują, mijając po drodze żałosne szczątki zdruzgotanej państwowości polskiej w postaci uciekającej policji lub straży ogniowych. Wędrują ludzie obłąkani z rozpaczy, ludzie skowyczący z bólu jak zwierzęta, ludzie padający na szosie zamienionej w krwawe pobojowisko przez nurkujące nisko samoloty nieprzyjaciela. Wędrują dzieci płaczące, gdyż zgubiły w zamieszaniu rodziców, rodzice odchodzący od zmysłów, gdyż zgubili dzieci, żołnierze bez broni, bez oddziałów. Pożary na prawo, pożary na lewo, łuny na wprost, zatarasowane drogi, a ponad wszystko, silniejsze niż ból i trwoga, poczucie, że Polska zginęła…
… Wrześniu, kto ciebie widział w owym kraju…
Tysiące oszalałych ludzi wędruje na wschód, tysiące wraca na zachód. Świat się kończy, zapada, gdy cofają się nazad w ręce tego samego nieprzyjaciela, przed którym pierzchli. Zdarzało się, że w tej ucieczce od ucieczki docierali do brzegu rzeki, pięknej polskiej rzeki Wieprz. […] Stanęli nad brzegiem w miejscu, gdzie był bród dzięki niskiej wodzie, a na drugim brzegu na drągach rozpięta widniała płachta z olbrzymią czarną swastyką. Zabrakło już ojczyzny pod stopami. Już nie znajdziesz, Polaku, skrawka swojej ziemi, na której czułbyś się wolny. […] Tylko modrzyło się pogodne niebo, błękitniała rzeka, bielił się piasek nadbrzeżny, a zarośla płonęły czerwienią i złotem. Przyroda zdawała się nie wiedzieć nic o narodzie, który konał w męce. […]
Porównanie powyższych tekstów z Kluczami umożliwi egzemplarz tej właśnie książki Kuncewiczowej, którą otrzymają w prezencie goście Domu Kuncewiczów, jeżeli przyjdą do nas 15 września br. (sobota). Szczególnie zapraszamy na godz. 17:00 na spotkanie autorskie Dariusza Bugalskiego, pisarza i dziennikarza radiowej Trójki
Przypominam: do końca września trwa wystawa pt. Ewakuacja. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Domu Kuncewiczów – wrzesień 1939.