Tu nie brak niczego, czym Polska czaruje…

 Ktokolwiek wątpiłby w talent literacki Marii Kuncewiczowej, niech przeczyta fragment jej artykułu z przedwojennej „Gazety Polskiej”. Nikt nigdy tak pięknie nie napisał o Kazimierzu, nikt nie potrafił tak trafnie opisać jego właściwości naturalnych i miejsca w historii kultury.

[Fotografię Domu Kuncewiczów, widzianą przez rzadki okaz derenia kousa, wykonała Danuta Wierzbicka.]

[…] Człowiek Północy zachwyci się w Polsce bujnością roślin. Klematisy i kapryfolium, hodowane w Danii przez ogrodników, w Kazimierzu oplatają wąwozy, rosną dziko wśród rui.

Polska mało jest znana w świecie. To wielki atut do wygrania. Bo im większe udoskonalenia komunikacyjne, większy ścisk na drogach, tym większa tęsknota nurtuje ludzi za dziedzinami nowymi, za świeżym pejzażem, z nigdzie dotąd nie oglądaną rzeczywistością.

I oto stajemy w obliczu najdonioślejszej sprawy lata: jak zagospodarować nasz kraj, aby stał się nie tylko obszarem przeznaczonym przez los na widownię pracy i walki, ale także miłym przytulnym domem dla tubylców i gości.

Spróbujemy roztrząsać tę sprawę na przykładzie Kazimierza nad Wisłą. Miasteczko posiada wszystkie cechy reprezentacyjne polskiego krajobrazu i wszystkie uroki dawności. Sięgając swoją pisaną historią do początków XIV wieku, rozsławione imieniem króla chłopków, który podobno kazał wymurować tą prześliczną Farę, prototyp lubelskich kościołów – Kazimierz prezentuje swoje renesansowe kamieniczki w kotlinie nadwiślańskiej na tle wzgórz, pośród dekoracji będących samą najistotniejszą treścią polskości. Polska to kraj polny, zbożowy, szumiący niskim wiatrem od rzeki, kraj lasów mieszanych, siedlisko kukułek i słowików, kraj śliw i przysadzistych jabłoni, jarów pełnych żarnowca, rozmytych przez nie wiadomo skąd zjawione, nie wiadomo gdzie przepadłe strumienie, kraj ślimaków i paproci, krótkiej gwałtownej wiosny i stukolorowej jesieni. […]

Bo tu nie brak niczego, czym Polska czaruje. Wisła od źródeł aż po ujście nigdzie nie wykazuje takiego bogactwa perspektyw, skrętów, rozchyleń wśród brzegów równie malowniczych, jak tutaj. Nie od dziś widać spostrzeżono ten fakt, skoro wzgórza okoliczne usiane są ruinami pańskich rezydencji, które do piękna przyrody dodają piękno ludzkich dzieł i wspomnienia. Wisła, widziana z lesistych brzegów naprzeciw zamku Janowieckiego, przypomina najpiękniejsze miejsca Loary, widziana zaś od strony  Bochotnicy, wydaje się szeregiem jezior, poprzerastanych zielenią, błyszczących żaglami i skrzydłami rybitw. Przypomina Loarę i Ren, przypomina jeziora, a jednak nie przestaje być Wisłą, rzeką jedyną na świecie, pełną niespodzianek, zgrozy i słodyczy; rzeką, która na pewno nie znudzi cudzoziemca, a Polaka raduje serdeczną wymową.

Lasy kazimierskie… Nie ma takiego drzewa w Polsce i takiego najdrobniejszego ziółka, którego by tu na żyznym lessie nie zasiały przychylne, nadwiślańskie wiatry. Na Albrechtówce szumią stare sosny podszyte jałowcem, za Cholewianką dąbrowa daje złoty, ruchliwy cień grzybom prawdziwkom i jeżynom, wąwóz Opolski obrasta gęsto buczyna, między Czerniawami a Trojanowszczyzną bielą się gaje brzozowe. Każde pole, każdy sad przetkany jest lipami, dębami, białodrzewiem, w rosochatych sokorach o zmierzchu hukają sowy, a po każdym zboczu wiosną, żal chodzić – taka bezkarność i zgiełk zawilców, przylaszczek, konwalii.

Falistość gruntu sprawia., że te wszystkie przepychy i zalotności, mieniąc się w świetle, same jak gdyby podpływają przed oczy; wystarczy stanąć na byle jakim  wzgórzu i od razu obejmuje się kraju wiele, bardzo wiele… […] te jary lecące ku Wiśle, te trzciny, dąbrowy po skrajach sadów, te wielkie misy glinkowe pomiędzy wzgórzami, wysłane szumiącym zborem – a gdzieś w środku, w samym najcieplejszym, najzieleńszym zaułku, na błoniu nadrzecznym, z trzech stron osłonięte, jedną stroną nachylone ku Wiśle – miasteczko… To Kazimierz. To zabawny, maleńki, wzruszający Kazimierz, gród króla i tragarzy, znakomitych mieszczan renesansowych i ubogich Żydów, osada rybacka, dawna metropolia handlu zbożowego, rendez-vous najświetniejszych spichrzów, teraz zbiegowisko malarzy,  stolica plein-airu, polskie Barbizon, ryneczek kwadratowy, obdziergany z jednej strony kamiennymi attykami patrycjuszy, strzeżony z wysoka przez Farę i klasztor Reformatów, oparty o werandę restauracyjną Berensa.

Bardzo tu świetliście, zielono i przestronnie – bardzo tu jest polsko. […]

Najdonioślejsza  sprawa  lata [w:] „Gazeta Polska” 1938

Dodaj komentarz

Filed under Dzieła i dziełka Kuncewiczowej /Maria Kuncewicz's Great and Little Masterpieces, Tajemnice "Willi pod Wiewiórką" / The Squirrel Residence's Secrets

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s